Od wielu lat kieruję się zasadą minimalizmu. Cały swój majątek mogę spakować w kilka kartonów. Dlaczego?
- daje mi to poczucie wolności. W każdej chwili mogę się spakować i przenieść w dowolne miejsce w Polsce czy na świecie. Nawet nie wymaga to wysiłku logistycznego, bo firmy kurierskie chętnie te kartony przewiozą;
- minimalizm wspiera mój proces uwalnianie się od przywiązań i uzależnień. Najtrudniej było mi rozstać się z konceptem posiadania bogatego księgozbioru. Pomogła mi w tym myśl, że książki powinny służyć jak największej ilości osób a nie kurzyć się na półce;
- dbałość o świat. Są badania pokazujące, że w procesie produkcji i logistyki powstają odpady odpowiadające dziewięciokrotności objętości produktu końcowego. Oczywiście są to wartości uśrednione, ale nadal mocno niepokojące.
Dlatego ważny jest dla mnie koszt ekologiczny nabycia każdej rzeczy. Co to oznacza w praktyce? Nim coś kupię, to dwa razy się zastanawiam czy naprawdę to potrzebuję. Dodatkowo staram się kupować rzeczy dobrej jakości, które będą mi dłużej służyły. Czasami wymaga to poszukania dobrych promocji… ale czyż nie jest ważne, jaki świat tworzymy i jaki zostawimy naszym dzieciom.
- zdrowie fizyczne, emocjonalne i mentalne. Im więcej rzeczy walających się w domu, tym trudniej utrzymać wspierającą energetykę takiego pomieszczenia. Jak energia nie ma swobodnego przepływu, to po kątach nie tylko hulają roztocza, ale także powstają pola niekoniecznie korzystnej dla nas energii.
Przez lata mieszkałem w dużych domach. Otaczałem się nadmiarem rzeczy, o których nawet często zapominałem, że mam. Po latach widzę, że podążanie drogą minimalizmu zdecydowanie wniosło pozytywną zmianę.
I oczywiście zawsze pozostaje pytanie, które warto sobie zadawać: Czy ja jestem dla rzeczy i zarabiania na nie, czy rzeczy są dla mnie?
🍀